Czy problem głodu na świecie to konsekwencja dawnego kolonializmu i post-rasistowskiej postawy Zachodu?

Czy problem głodu na świecie to konsekwencja dawnego kolonializmu i post-rasistowskiej postawy Zachodu ?


   Pytanie postawione w tytule tego artykułu ma charakter prowokacyjny. Żyjemy w dwudziestym pierwszym wieku, gdzie podziały rasowe, etniczne czy kulturowe stają się archaiczne i dla wielu osób niezrozumiałe. W wielu częściach świata nadal toczą się konflikty o podłożu etnicznym, lecz to nie kolor skóry, a raczej interesy geopolityczne decydują o wybuchu wojen (pomijam tutaj kwestię terroryzmu - to odrębny temat). Jednak dlaczego problem głodu i podobnych klęsk humanitarnych dotyka właśnie Południową Afrykę? Dlaczego dramat ten rozgrywa się w Azji i Ameryce Południowej?

   Choć rasizm był zjawiskiem bardziej powszechnym w przeszłości, to nadal głównie ludzie czarni, potomkowie południowoamerykańskich Indian i Azjaci są dotknięci problemem głodu. Nas, białych ludzi, ten problem nie dotyczy.

   Sytuacja w subsaharyjskiej Afryce (a także w innych rejonach świata dotkniętych podobną tragedią) to wciąż pokłosie tego, co wydarzyło się na świecie kilkaset lat temu, kiedy to narodziła się epoka światowego kolonializmu. To nieprawda, że rasizm i ksenofobia odeszły w niepamięć - ta gra toczy się dalej.

   Gdy Martin Luther King otrzymał pokojową Nagrodę Nobla, na całym świecie zniesiono segregację rasową. Być może to wydarzenie uspokoiło sumienie białego człowieka. Ale jakie znaczenie ma iluzoryczny spokój, skoro współczesny zachodni świat, rządzony przez białych ludzi, dopuszcza do dramatycznej sytuacji m.in. w Afryce, w której nie mieszkają biali?

W krajach trzeciego świata w ciągu trzech dni umiera tyle osób, ile zginęło w wyniku ataków na Hiroszimę i Nagasaki. To istny holokaust, piekło na ziemi. Dlaczego tak się dzieje? Jakim prawem zachodni świat na to pozwala, dlaczego pozostajemy obojętni?

   Na niniejszej stronie znaleźć można wiele artykułów dowodzących, że problem głodu na świecie można rozwiązać. Istnieją niezbędne do tego narzędzia ekonomiczne i organizacyjne. Problem głodu jest kwestią moralną i społeczną - to głuchota i ślepota współczesnego świata.

   Era kolonializmu zapoczątkowana została w XV wieku w Afryce przez Portugalczyków. Na początku XVI wieku zajęli oni tereny dzisiejszego Kongo oraz wybrzeża Afryki Wschodniej (tereny dzisiejszego Mozambiku oraz Etiopii). W XVII wieku Anglicy rozpoczęli ekspansję na terenie dzisiejszej Ghany, zaś Francuzi zaczęli kontrolować tereny dzisiejszego Senegalu.

   Odkrycie Ameryki przez Kolumba w 1492 r. dało początek nowej fali europejskiego kolonializmu. W latach 1493–1512 Hiszpanie zajęli Karaiby, następnie hiszpańscy konkwistadorzy podbili i zniszczyli cywilizację Azteków

w dzisiejszym Meksyku i Gwatemali.

   Rozmawiałem kiedyś z mieszkającym w Los Angeles Amerykaninem meksykańskiego pochodzenia. Powiedział, że rany zadane jego krajowi były potężne i trudne do zrozumienia dla przeciętnego Europejczyka, bowiem w wyniku konkwisty wymordowano 4 mln ludzi. Biorąc pod uwagę niewielką w tamtym czasie liczbę światowej populacji, była to ilość ogromna i przerażająca. W porównaniu do liczby ofiar drugiej wojny światowej, podczas hiszpańskiego podboju Ameryki śmierć poniosło więcej osób. Konkwistadorzy dopuszczali się różnych zbrodni: mordowali, palili, gwałcili; zniszczyli także południowoamerykańską kulturę i cywilizację. Ciężko zrozumieć, że czynili to pod przykrywką szerzenia chrześcijaństwa oraz moralnej i duchowej odnowy. Czy to na pewno było chrześcijaństwo? Moim zdaniem była to złość, wściekłość - po prostu czyste zło. W nich nie było Chrystusa - rządził nimi raczej Lucyfer.

   To nie przypadek, że problem głodu dotyka dziś z taką siłą Amerykę Południową. Jest to konsekwencją faktu, iż kilkaset lat temu zniszczono tamtejszą cywilizację i ekonomię. Do dzisiejszego dnia mieszkańcom tego kontynentu nie udało się stanąć na nogi.

   Podobna sytuacja miała miejsce w Afryce. Kolonizatorów interesowały jedynie złoża naturalne, a mieszkający tam ludzie stanowili problem, który należało jakoś rozwiązać. „Chrześcijanie” z Europy nie poradzili sobie z kwestią różnorodności etnicznej i kulturowej, nie wykazali chęci podjęcia jakiegokolwiek dialogu z miejscową ludnością. Pewien chrześcijański poeta napisał kiedyś: „Zniszcz to, czego nie rozumiesz” - i oni tak właśnie postąpili. Historia niechętnie o tym wspomina, ale tam również, podobnie jak w Ameryce Południowej, dokonane zostały zbrodnie na miarę holokaustu. Ci, którzy spełniali określone kryteria, mogli przetrwać - stali się tanią siłą roboczą. Wielu czarnoskórych wylądowało w Ameryce, także Północnej. To właśnie oni budowali siłę amerykańskiego rolnictwa oraz przyczynili się do sukcesu ekonomicznego nowego kraju.

Ekspansja kolonialna Europejczyków w Afryce, Azji (np. w Indiach, w Pakistanie) czy Ameryce miała swoje głębokie uzasadnienie ideologiczne - była to "misja cywilizacyjna białego człowieka". Biały człowiek, który był bardziej rozwinięty kulturowo, duchowo i religijnie uważał, że ma prawo edukować inne ludy.

   Jednak główne przesłanki do podboju kolonialnego miały charakter polityczny, ekonomiczny i militarny. Ten, kto miał kolonie, miał władzę. Chrystianizacja prymitywnych ludów także była ważnym motywem dla podejmowania dalekich wypraw. Chrześcijaństwo (czyli religię miłości, głoszącą bezwarunkową miłość człowieka do człowieka) ustanawiano mordując i paląc innowierców. W Ameryce Łacińskiej niemal zupełnie zniszczono i zbezczeszczono kulturę Azteków. Mało kto wie, że elementy meksykańskiej szopki bożonarodzeniowej i niektóre rytuały, np. tańce, zawierają elementy azteckich obyczajów wkomponowane

w katolicką formę i tradycję.

   Do Anglii przetransportowano niegdyś jednego z Indian zamieszkującego tereny dzisiejszych Stanów Zjednoczonych. Szacowne grono duchownych, teologów i filozofów zastanawiało się, czy to w ogóle jest istota ludzka i czy ma ona jakiekolwiek prawa. Ostatecznie zadecydowano, że jest to człowiek, uznając jednak prymat białych nad „kolorowymi”.

   Sytuacja we współczesnej Afryce to np. pokutujące do dzisiaj struktury społeczne i zwyczaje, mające korzenie w dawnych mechanizmach i metodach zarządzania podbitymi ziemiami. Istotną cechą kolonializmu brytyjskiego był system pośredniego zarządzania posiadłościami, który polegał na utrzymywaniu pozycji politycznej i ekonomicznej lokalnych elit. Stanowili oni reprezentację władz brytyjskich, otrzymując liczne przywileje i prawa.

   Z kolei Francja, Belgia, Portugalia, Hiszpania i Włochy wprowadzały system tzw. bezpośredniego zarządzania koloniami. Jego cechą było znoszenie starych struktur i eliminacja instytucji wodzów afrykańskich, na których miejsce wprowadzano „zeuropeizowanych tubylców”, zaszczepiając im asymilacyjne aspiracje.

   Te modele zarządzania działają do dzisiaj. W Afryce mamy do czynienia z rządami elit, które nie liczą się ze swoim ludem. Czują się lepsi, zaś władza nie oznacza w ich mniemaniu troski o ludzi, lecz wyłącznie dążenie do realizacji własnych celów. Moim zdaniem jest to zwykła segregacja. Fala rasizmu rozlała się i zatruła także umysły mieszkańców Afryki.

   Zadajmy sobie podstawowe pytanie: co by się stało, gdyby w tamtych głodujących krajach cierpieli biali? Czy USA i Europa nie ruszyłyby natychmiast z pomocą dla potrzebujących? Czy nie uruchomiono by ogromnych środków? Czy problemu by po prostu nie rozwiązano? Wierzę, że tak. Dramat tych ludzi polega na tym, że nie są tacy, jak mieszkańcy Europy i Ameryki Północnej. Na pewno ocknęlibyśmy się natychmiast, gdyby głodowali tam Kate, Michael i John. Ale czarnoskórzy są zasadniczo różni; trudno powiedzieć, jak się nazywają. Ich problemy są zbyt odmienne, zbyt trudne, zbyt odległe.

   Ale czy ludzie z krajów trzeciego świata są rzeczywiście tak różni od nas? Różnice kulturowe są, a przynajmniej powinny być, rzeczą normalną w dzisiejszym kosmopolitycznym świecie. Różnicę stanowi także kolor skóry, ale czym on jest? To jedynie odmienny poziom barwnika w skórze. A czy ich dusze są inne niż nasze? Czyż nie mają oni swoich pragnień i snów? Badania prowadzone w krajach afrykańskich pokazują, że w przypadku stabilizacji swojej sytuacji ekonomicznej i egzystencjalnej, wiele żyjących tam osób pragnie rozpocząć edukację lub zacząć pracować. Słynny reporter Ryszard Kapuściński opisał w jednym ze swych reportaży spotkanie z grupką wychudzonych i głodnych dzieci w jednej z afrykańskich wiosek. Dzieci te nie poprosiły go

o jedzenie, ponieważ przywykły już do głodu; poprosiły go o 10 centów, które stanowiło dla nich sumę całkowicie poza ich zasięgiem. 10 centów, ponieważ tyle kosztuje ołówek - dzieci po prostu chciały nauczyć się pisać.

   Jednak marzenie o ołówku dla wielu Afrykańczyków stanowi abstrakcję. Trudno bowiem mieć tak „szalone” pragnienia, gdy nie wiesz, czy za kilka dni będziesz żył. Zdobycie pożywienia i zabicie niezwykle bolesnego uczucia, jakim jest głód, staje się wszystkim. To bezkresny horyzont wszystkich marzeń.


POWRÓT DO SEKCJI "GŁÓD, LICZBY I PRZYCZYNY"